aaa4
Nowy
Dołączył: 14 Lip 2016
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 11:05, 17 Lip 2017 Temat postu: swit |
|
|
Udpowiedzi na dziesiatki pytan wirujacych Mercerowi w glowie musialy zaczekac, az ciezarowki Giancarla Gianellego wrocily do kopalni. Siedzial na pace jednej z nich z szescioma uzbrojonymi po zeby Sudanczykami, podczas gdy Selome jechala na tylnym siedzeniu innej, razem z samym Gianellim. Mial nadzieje, ze bliskosc Wlocha ochroni ja przed lubieznymi zakusami najemnikow i ze magnat jej nie wykorzysta.Mercer slyszal o Gianellim. Nazwisko to od wiekow bylo synonimem europejskiej finansjery, prawie tak samo jak nazwisko Rothschild. Nie przypominal sobie, ile europejskich wojen Gianelli sfinansowali, ale wieksza czesc ich fortuny byla splamiona krwia dziesiatek tysiecy ludzi. Pamietal, ze popierali ruch faszystowski w latach dwudziestych i trzydziestych, a po II wojnie swiatowej znalezli sie pod ochrona Stanow Zjednoczonych z powodu swojego zacieklego antykomunizmu. O obecnej glowie rodu wiedzial niewiele ponad to, ze w zylach Giancarla plynela ta sama ambicja, ktora uczynila Gianellich tak poteznymi.
Byl pozny ranek, kiedy konwoj wjechal do Doliny Umarlych Dzieci. Mineli otwarty szyb wydrazony przez przodka Gianellego i pojechali do starozytnej kopalni. Kiedy sie zatrzymali, jeden z Sudanczykow podniosl tylna plachte i zeskoczyl na ziemie, trzymajac Mercera na muszce, kiedy ten robil to samo. Mercer nie wiedzial, ile dni minelo od jego wyjazdu, ale oslupial na widok postepu prac.
Jego uszy potrzebowaly chwili, by przyzwyczaic sie do odglosow prac ziemnych. Oprocz wielkiego generatora huczacego niedaleko kopalni Gianelli mial dwa buldozery, kilka ladowarek Bobcat, koparke Caterpillar, ktora przywiozl Mercer, i maszyne wiertnicza Ingersoll-Rand do pobierania probek zloz. Jazgot pracujacego sprzetu, zwielokrotniony przez echo odbijajace sie od otaczajacych gor, zmienial sie w ogluszajacy huk, wstrzasajacy zapylonym powietrzem. Posrodku tego wszystkiego Mercer zobaczyl okolo piecdziesieciu Afrykanow - uchodzcow erytrejskich - harujacych ze szpadlami, oskardami i trzcinowymi koszami.
Nie mogl uwierzyc, ile gruzu udalo im sie wykopac. Gora, ktora on i Hab-te wysadzili, zostala rozryta przez maszyny i wybrana przez Afrykanczykow kosz po koszu. Kopalnia, o ktorej mowil brat Efraim, zostala odslonieta -ciemna sztolnia wpuszczona w skalne zbocze. Otwor byl wystarczajaco duzy, by mogla sie w nim zmiescic mala ladowarka, wywozaca na zewnatrz gruz. Kierowca wysypywal go na halde, a grupa ludzi rekami ladowala go do koszy noszonych na glowach.
Mercer pomyslal o ciezkim sprzecie, ktory mial tu niedlugo dotrzec, o maszynerii wypozyczonej albo kupionej w imieniu erytrejskiego rzadu. Sama koparka mogla przeniesc taka objetosc urobku w godzine. Ale i tak wyniki Erytrejczykow byly niewiarygodne.
Straznik szturchnal go lufa karabinu, popychajac w strone Gianellego, czekajacego przy wejsciu do sztolni. Mercer zobaczyl, jak jeden z najemnikow, rozdrazniony wolnym tempem jakiegos Erytrejczyka, powalil go na ziemie. Ciezki kosz ze zwirem i kamieniami zwalil sie nieszczesnikowi na piers. Zolnierz kilka razy kopnal bezbronnego mezczyzne, a potem wrocil do obserwowania pozostalych. Zaden z robotnikow nie przyszedl rodakowi z pomoca. Wszyscy chcieli przezyc.
Wrocila era niewolnictwa.
-Co pan o tym sadzi, doktorze? Imponujaca praca, prawda?! - zawolal Gianelli. Obok niego stala Selome i jeszcze jeden bialy mezczyzna, zwalisty, o poteznych barach i brzuchu.
-Aha, i na pewno zwiazki zawodowe maja problem z werbowaniem nowych czlonkow sposrod pana pracownikow.
Gianelli sie rozesmial.
-Chcialbym panu przedstawic Joppiego Hofmyera, mojego sztygara. Joppi, to jest Philip Mercer, slynny amerykanski inzynier gornictwa.
Zaden z nich nie wyciagnal reki do drugiego, ale mina Joppiego zdradzala, ze slyszal o Mercerze. W jego ciemnych oczach blysnal respekt.
-Zanim opowie mi pan, co wie o tej kopalni - powiedzial lekkim tonem Gianelli - moze pana oprowadze? Sam jestem ciekaw, jakie poczyniono postepy pod moja nieobecnosc.
Wylot sztolni mial dwa metry wysokosci i mniej wiecej tyle samo szerokosci. Dach bobcata tarl o jej sklepienie, kiedy ladowarka wylonila sie z ciemnosci. Joppi rozmawial przez chwile z bialym kierowca i tamten wylaczyl silnik. Gianelli i Hofmyer dostali od jednego z Sudanczykow pilnujacych sztolni gornicze helmy z latarkami. Selome i Mercer nie.
-Udalo nam sie usunac ze sztolni kolejnych szesc metrow odpadu - zameldowal Hofmyer. - Ale im glebiej sie posuwamy, tym bardziej gruz jest upakowany. Zupelnie jakby ci, ktorzy zamkneli kopalnie, chcieli miec pewnosc, ze nikt jej nigdy nie otworzy. Niedlugo [link widoczny dla zalogowanych]
bedziemy musieli wysadzac kamienie i zwir.
-Jakies odchylenia od kierunku sztolni? Znalezliscie odgalezienia czy komory?
-Caly czas idzie prosto jak po sznurku i opada w dol pod katem jakichs pietnastu stopni. Chyba lepiej bedzie, jak reszte pan sam zobaczy.
Kilka metrow od wejscia Hofmyer i Gianelli zapalili latarki na kaskach. Swiatlo rozcielo mrok, ale chodnik byl nieprzyjemnie ciemny, a powietrze geste i cuchnace od spalin ladowarki. Sufit wisial tak nisko, ze Mercer musial sie zgarbic, idac z Selome za Wlochem i gornikiem z RPA. Za nimi kroczyli dwaj Sudanczycy z pistoletami.
Szli tak przez ponad pietnascie minut. Mercer ocenial, ze chodnik ma co najmniej dwa kilometry dlugosci. Hofmyer i Gianelli maszerowali prosto przed siebie, ale on przygladal sie skalnym scianom i [link widoczny dla zalogowanych]
sufitowi w podskakujacym swietle latarek, zatrzymujac sie, kiedy jego uwage zwrocilo cos szczegolnego. Ruszal dalej dopiero, gdy szturchal go jeden z dwoch partyzantow.
-Czego szukasz? - szepnela Selome.
-Drogi ucieczki - odparl zagadkowo.
Post został pochwalony 0 razy
|
|